Zrealizowane wyprawy

O Damie w Kirgistanie cz. III

Zwykły rudy kundel, pies jakich w Kirgistanie tysiące, najpierw z daleka, spokojnie obserwuje nadjeżdżające motocykle by w ostatniej chwili zerwać się do szaleńczej pogoni, nigdy nie dorwie pierwszego, nie zdąży, poluje więc na drugiego i tu akcja w 99% kończy się ucieczką psa tak samo szybką jak bieg w pierwszą stronę, ten jeden raz skończył się inaczej. Pies postanowił przebiec na drugą stronę drogi, na drodze stanęło  mu tylne koło Trampka Piotrka. Niby nic, mały pies, ciężki motocykl a jednak w tym starciu wygrał kundel. Pies podciął koło, motocykl stracił równowagę, gleba. Z daleka wyglądała jak każda inna, niegroźna wywrotka ale kiedy chcieliśmy dźwignąć motocykl aby Piotrek mógł się spod niego wydostać usłyszeliśmy krótkie “nie ruszajcie, noga złamana”. Staliśmy z rozdziawionymi gębami ale ból malujący się na twarzy Piotrka potwierdził jego słowa. Noga złamana, to już wiemy. Co dalej? Podnosimy motocykl, przenosimy połamanego na pobocze, Kowal jedzie szukać zasięgu żeby zadzwonić po pogotowie a my ogarniamy resztę: ubezpieczenia, telefony, przy pomocy lokalesów usztywniamy nogę, okrywamy kocem. Jeden z nas — Kogut jedzie do wsi szukać pomocy. Po kilkudziesięciu minutach wraca Kowal, pogotowia niet, tutaj nie przyjeżdża nawet do umierającego a co dopiero do złamanej nogi. Na szczęście z Kowalem przyjeżdża samochód. Pakujemy Piotrka na pakę, noga boli ale znosi to dzielnie, wciskamy mu wszystko co potrzebne, życzymy powodzenia i wysyłamy do szpitala oddalonego ok 100km od miejsca wypadku, w drodze asystuje mu Kowal. W tym samym czasie wraca Kogut taszcząc ze sobą lekarza transplantologa którego znalazł w kirgiskiej wsi. Jak to zrobił? Nikt nie wie! Na Szczęście lekarz transplantolog nie był potrzebny i mógł spokojnie wrócić do wypasania swoich kóz.

Szpital okazuje się obskurnym, brzydkim, postkomunistycznym budynkiem. Zaskakująca za to okazała się aparatura wewnątrz, najnowsze urządzenia, przyrządy i rentgen którego nie powstydziłaby się niejedna placówka w Europie.

Lekarz ściągnięty z domu był prawie trzeźwy i bardzo przejęty. Prześwietlił, nastawił, zastrzyk zrobił, w gips wsadził… resztą  zajęło się ubezpieczenie.

Morale grupy spadło. Część decyduje się na powrót asfaltem, reszta wraca przez góry drogą którą tutaj przyjechaliśmy. Pogoda nie pomaga, ciężkie burzowe chmury, chłodno, pierwsze krople deszczu. To była chyba najwolniej przejechana trasa na tym wyjeździe. Każdy z tyłu głowy miał myśl o tym jak niewiele potrzeba by coś się stało.

Umówiliśmy się w tym samym hotelu w Baetowie w którym jeszcze wczoraj jedliśmy obiad. Grupa offowa i terenowa spotykają się prawie w tym samym czasie. Czekamy na Kowala i informacje ze szpitala. Powoli robi się ciemno, zaczynamy się martwić, na chwile obecną nastrój nie sprzyja zabawie… Po kilku godzinach pojawia się Kowal. Dowiadujemy się, że Piotrek ogólnie ma się dobrze i z nogą w gipsie czeka na transport do Biszkeku skąd samolotem zostanie odesłany do Polski. Ubezpieczenie sprawdziło się po raz kolejny, niestety.

Trochę uspokojeni, lokujemy się w pokojach i umawiamy się na wieczorną wódkę z colą. Opuszczony hotel zaczyna żyć. Po chwili pojawiają się nowi goście wraz z informacją, że od kilku dni mają tu zarezerwowany pokój. Dwa lata, od czasu rewolucji ani jednego klienta a tu w jedną noc taki urodzaj. Dziwne. Nie wnikaliśmy ale wiedzieliśmy, że nowi goście są tu nieprzypadkowo…

Następnego dnia opuszczamy posępny hotel i ruszamy dalej w stronę Kazarman a następnie w kierunku Osz. Przed nami ok 300km szutrów i polnych dróg. Widoki piękne, droga malownicza, szuter zdradziecki. Bardzo trzeba było uważać by nie wjechać w usypaną przez samochody hałdę żwiru na środku drogi. Prawie każdy dowiedział się jakie to może być niebezpieczne. Najboleśniej doświadczył tego Sławek zwany przez nas Tatą. Zaliczył konkretną glebę i zanim sam się pozbierał w silniku jego motocykla zaczęło się coś tłuc. Motocykl nie pali, silnik się tłucze, brakuje oleju jednak Tato próbuje jechać dalej. Silnik tłucze się dalej, co raz mocniej, szkoda motocykla, nie da się jechać…

Ogarniamy temat i w oddalonej 20km dalej wsi organizujemy busa który odstawi motocykl i Tatę do Biszkeku. To niestety koniec jego wycieczki. Na domiar złego gdzieś zaraz po wywrotce Tato gubi kufer. Kufra nie znaleźliśmy, na szczęście były tam tylko ubrania…

Doganiamy resztę grupy którą wysłaliśmy przodem i rozbijamy obóz nad rzeką pomiędzy ciągnącymi się po horyzont polami marihuany…

Kolejny dzień to w większości asfaltowy dojazd do Osz. Znajdujemy tam hotel, zostawiamy motocykle, ubieramy cywilne ubrania i ruszamy w miasto. Bieżąca woda w hotelu, jedyna w ciągu tych dwóch tygodni i kolacja w cywilizowanej knajpie poprawia nam humory. Naładowani energią ruszamy w stronę Pamiru. Przed nami dziesiątki serpentyn i przełęcz na wysokości 3500 mnpm. Część motocykli nie chce jechać, brakuje powietrza, motocykle zalewa. Wspinanie się pod górę w takich warunkach to istna męczarnia zarówno dla motocykli jak i dla nas. Na tej wysokości niezawodna okazuje się siła nóg, przed samą przełęczą spotykamy trójkę polskich rowerzystów, nauczycieli którzy jadą do Tadżykistanu. Krótka pogawędka, szczere wyrazy szacunku w ich kierunku, wspólna fota i jedziemy dalej. Za przełęczą wyłania się Pamir…  pasmo górskie  położone na terytorium Tadżykistanu, Afganistanu i Chin.My chcemy napatrzeć się na Pik Lenina (7134 m n.p.m) szczyt położony na granicy Kirgistanu z Tadżykistanem, dugi co do wysokości szczyt Pamiru. By móc być bliżej niego musimy się wdrapać naszymi mechanicznymi osiołkami na 3800 mnpm, tam znajduje się główna baza wypadowa na Pik Lenina. Brakuje powietrza a kilka kroków sprawia, że kręci nam się w głowach… jednak to co zobaczyliśmy na miejscu to dopiero prawdziwy zawrót głowy…

Bądź na bieżąco!

Dołącz do nas

Wszystkie informacje o przebiegu naszych aktualnych podróży, a także o tych już zrealizowanych publikujemy na naszych fanpage-ach w serwisach społecznościowych. Zapraszamy do obserwowania!

Jedź z nami!

Najbliższe podróże

Wyślij nam wiadomość

Masz pytania odnośnie naszych podróży motocyklowych lub transportu motocykli?
Wyślij nam wiadomość na adres email:

Porozmawiaj z nami

Piotr Kowalczyk
tel. +48 607 881 231

Barbara Grad-Kowalczyk
tel. +48 515 989 109

Dołącz do nas

Menu

Kontakt z nami

Masz pytania odnośnie naszych podróży motocyklowych lub transportu motocykli?
Wyślij nam wiadomość na adres email:

Piotr Kowalczyk
tel. +48 607 881 231

Barbara Grad-Kowalczyk
tel. +48 515 989 109

Dołącz do nas