Czas biegnie nieubłaganie, powoli szykujemy się do odwrotu ze wspaniałych tras Sahary Zachodniej i Gór Antyatlasu. Jeszcze kilkadziesiąt kilometrów szutrów i po kilku dniach rozłąki znowu jedziemy całą grupą w kierunku Marakeszu. Stałym elementem naszych wyjazdów jest kolacja w centralnym miejscu tego niesamowitego miasta — Placu Djemaa-el-Fna. Po kolacji rozpoczynamy nocne włóczenie się po starej medynie, próbujemy lokalnych przysmaków, pijemy Berber Whisky (mocna miętowa herbata). Powoli trzeba wracać do hotelu, następnego dnia powrót nudną autostradą do Casablanki.
Pakowanie motocykli i całego szpeju zajmuje nam kilka godzin. Chłopaki wsiadają do samolotu i po 5 godzinach lotu są w Warszawie. Dla mnie rozpoczyna się mozolny czterodniowy powrót do domu.Hamada (kamienista pustynia), słone jeziora i gdzie nie gdzie piasek — to odcinki których chyba nikt nie zapomni. Dały nam się ostro we znaki na ciele, na umyśle wręcz przeciwnie — zostawiły wiele niesamowitych przeżyć i wspomnień. Przejechaliśmy około 3 tysiące km w tym 80 procent to drogi offowe.